Wiecie czym charakteryzują się ludzie nieustępliwi? Tym, że nie poddają się po wpadkach i dzielnie podnoszą się z kolan w przypadku porażki. Po wizycie w Ganesh byliśmy załamani, ale przecież jeden incydent nie mógł zrazić nas do kuchni indyjskiej. Zebraliśmy się na odwagę, odwiedziliśmy Laxmi i zostaliśmy nagrodzeni!
Restauracja Laxmi niedawno świętowała swoje pierwsze urodziny. Lokal znajduje się w jednej z piwnic przy ulicy Struga. I cóż, klimatowi, który tam panuje raczej daleko do Indii. Całe wnętrze wygląda mało atrakcyjnie. Poprawcie nas na kontakt@pelnebrzuchy.pl jeśli się mylimy, ale wydaje się, że wcześniej mógł znajdywać się w nim jakiś pub.
Hola, hola! Czy zaledwie tydzień temu nie otrzymaliśmy lekcji, że nie wszystko złoto, co się świeci? Postaraliśmy całkowicie odciąć się od aranżacji pomieszczeń i ocenić wartość Laxmi na talerzach!
Wkrótce za sprawą sympatycznego Hindusa na naszym stole pojawiły się przystawki. Zupa Laxmi (13 złotych) była bardzo aromatyczna i przypominała nieco bardzo mocno przyprawioną pomidorową, co oczywiście nie jest zarzutem! Zawierała również kurczaka, soczewicę oraz ryż i choć owych składników nie było zbyt wiele, to jadło się ją bardzo przyjemnie do ostatniej łyżki.
Czy Laxmi wynagrodziło nam daniami kiepski wygląd wnętrza?
W Laxmi udało nam się skonfrontować z ostatnią wizytą smak samosów (10 złotych). Pierożki z mąki pszennej i farszem ziemniaczano-groszkowym były bardzo smaczne. Przy naszej nikłej wiedzy na temat kuchni indyjskiej totalnie spełniły nasze oczekiwania! Posypka z jakichś egzotycznych przypraw sprawiła, że ciasto nadawało się do jedzenia nawet bez wypełnienia!
Do całej orkiestry przystawek dołączyły również trzy wielkie chleby naan (5 złotych). Indyjska odpowiedź z pieca tandoor na włoską foccacie przypadła nam do gustu, mimo ograniczonej liczby dodatków. Niespodziewanie otrzymaliśmy jeszcze komplet trzech sosów. Z powodu ostatniej traumy na chwilę zamarliśmy, ale okazało się to niepotrzebne. Każdy miał w sobie coś ciekawego. Zielony z miętą i pieprzem był orzeźwiający, żółty z curry mocno przepalił nam kubki smakowe, a pomarańczowy okazał się tylko i aż smaczny.
Przed nadejściem dania głównego dołącz do grupy Gdzie warto zjeść w Łodzi i podziel się z całą społecznością swoimi kulinarnymi doświadczeniami! Kliknij TUTAJ, a potem wracaj do czytania.
Co jeszcze znajduje się w menu Laxmi?
Klasyczny #TeamPełneBrzuchy po przystawkach zmusił nas do wzięcia jednego dania głównego. Mango Chicken (27 złotych) został podany z porcją bardzo sypkiego ryżu. W mosiężnej miseczce znalazł się słodki przecier z mango i śmietana, wewnątrz których pływał kurczak, cebula i łagodne przyprawy indyjskie. Dzięki migdałom i orzechom nerkowca sos miał wyjątkowy aromat. Mimo tego, że danie nie całkowicie wpisało się w nasze smaki, ponieważ zabrakło mu trochę zadziorności, polecamy je. Jeśli miks wspomnianych składników Wam pasuje to będziecie więcej niż zadowoleni.
Czy warto iść do Laxmi?
Dopijając ostatnie łyki coconut i mango lassi (9 złotych) zabraliśmy się za krótkie podsumowanie. Warto wspomnieć, że poza niespójnym wystrojem, wszystko, co znalazło się na naszych stołach wyglądało wyjątkowo fajnie. Charakterystyczne miski, mosiężne pojemniczki i sztućce, a także kubki już całkowicie wpisują się w indyjski klimat. Być może ozdoby pomieszczeń wkrótce do nich dołączą.
Ceny w Laxmi są przystępne, a jedzenie poza drobnostkami bardzo nam smakowało. Na plus świadczy również fakt, że podczas naszej wizyty przez knajpę przewinęło się bardzo wielu Hindusów. Może to oznaczać, że serwowana tam kuchnia indyjska smakuje względnie autentycznie! My na pewno chętnie wrócimy do Laxmi, a Wam polecamy szybką wizytę!
Jeśli chcecie być na bieżąco z naszymi przygodami to dołączcie do społeczności na Facebooku, Instagramie i grupie Gdzie warto zjeść w Łodzi! Do zobaczenia!
3 Replies to “Laxmi”