W miniony weekend na terenie Piotrkowskiej 217 odbył się event, na którym nie mogło nas zabraknąć! Mowa oczywiście o Street Food Festival, czyli cyklicznym zlocie food trucków. Niehandlowa niedziela i piękna pogoda zachęcały do odwiedzin. Postanowiliśmy sprawdzić co ciekawego oferują wystawcy.
Na popularne podwórko przy Piotrkowskiej udaliśmy się w porze obiadowej. Odbywają się tam regularne imprezy, a kilka knajp ma swoją siedzibę. Między innymi Hot Air Cafe, które mieliśmy okazję odwiedzić. Po zaparkowaniu auta klasycznie zaczęliśmy od rundki wokół wystawców, aby wybrać potencjalne food trucki, których potrawy spróbujemy.
Pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę wrocławskiego Pasibusa. Musimy wspomnieć, że mega nie możemy doczekać się otwarcia łódzkiego lokalu i postanowiliśmy wcześniej skorzystać z okazji spróbowania ich słynnych burgerów. Postawiliśmy na Mangóra, czyli kompozycję z sosem mango-chilli i kompresowanym ogórkiem. Baliśmy się, że przez dojrzałe mango burger będzie zbyt słodki, ale całość tworzyła spójną i dobrze zbilansowaną kanapkę, w której pierwsze skrzypce grała dobrze doprawiona wołowina.
Burger zjedzony na pół świetnie zaspokoił pierwszy głód, zostawiając miejsce na nieco więcej. Trochę się jednak zawiedliśmy, ponieważ wybieraliśmy właściwie między dwoma truckami: Tacomówką i zaParowanymi. Reszta wystawców oferowała burgery, ciabatty, zapiekanki lub frytki belgijskie, co nie stanowiło ciekawej propozycji po wcześniejszej wizycie w Pasibusie. Ostatecznie wybór padł na zaParowanych.
Skusiliśmy się na Baozi z kurczakiem hoisin. Baozi to delikatne bułeczki, przypominające trochę nasze kluski na parze, jednak mniejsze i zdecydowanie delikatniejsze. Mięsny farsz był dobry, a całość dość ciekawa, choć niepowalająca. Nada się raczej na gastronomiczną ciekawostkę.
Na Street Food Festival znalazło się również coś na deser!
Nieuchronnie zbliżała się pora na deser. Rozważaliśmy lody tajskie, jednak skutecznie odstraszyła nas długa kolejka. Finalnie wybór padł na buenos churros i ich słynne hiszpańskie paluchy. Była to przyjemna odskocznia od wytrawnych dań, choć osobiście liczyłem na czekoladowy sos bardziej przypominający nutellę. Na plus warto dodać, że ten dodawany do churrosów nie był przesadnie słodki i nie powodował uczucia zasłodzenia.#PełneBrzuchy i upał skierował nas do czerwonego żuka opisanego hasłem: „Gasimy Pragnienie”. Niestety ani lemoniada, ani mohito nie powaliły. Oba napoje były „sztucznie” słodkie i raczej naszego pragnienia nie ugasiły. Popularny drink również nie był podobny w smaku do swojego pierwowzoru.
Wizyta na Street Food Festival była dobrą alternatywą dla wizyt w restauracjach. Również dlatego, że pogoda zachęcała do jedzenia na powietrzu. Spodziewaliśmy się jednak trochę większej ilości wystawców i większej różnorodności dań i kuchni. Jako bywalcy zlotów aut z jedzeniem w innych dużych miastach Polski poprzeczkę zawieszamy dość wysoko. Mimo wszystko trzymamy kciuki za łódzki Street Food Festiwal, liczymy, że będzie dalej się rozwijał i cieszył nasze podniebienia.
Znajdź wozy na Facebooku: Pasibus, zaParowani, Buenos Churros, Gasimy Pragnienie
5 Replies to “Relacja z Łódź Street Food Festival”