Ostatnie miesiące obfitowały w gastronomiczne otwarcia na terenie Łodzi. Zachęceni spróbowaniem potrawy o nazwie poutine i innymi daniami, które nasycą nas przed wielogodzinną imprezą na ulicy Piotrkowskiej trafiliśmy do Pittu Pittu.
Lokal Pittu Pittu znajduje się na początku ul. Piotrkowskiej. Swoje drzwi na głodnych klientów otworzył w marcu tego roku. Przed debiutem właściciele reklamowali swoją knajpę głównie obecnością w ofercie poutine. Co to takiego? W skrócie: frytki premium. Oryginalnie z charakterystycznym rodzajem sera i sosem pieczeniowym. Kucharze Pittu Pittu popuścili jednak wodze fantazji.
Łódzka wariacja tego kanadyjskiego dania okazała się bardzo smaczna! Zdecydowaliśmy się na Wściekłe Poutine z chorizo, papryczkami jalapeno, sosem serowym i czarnymi oliwkami. Główny składnik tego dania, czyli frytki były archetypem frytek idealnych. Grube, chrupiące z zewnątrz i miękkie w środku. Po prostu pycha! Grube kostki chorizo i sos serowy sprawiły, że ciachane ziemniaki stały się pełnoprawnym daniem. Zdecydowanie polecamy wszystkim fanom smażonych kartofli!
W menu Pittu Pittu znajdziecie także siedem kompozycji burgerów. Wybór nie był łatwy. Większość pozycji brzmiała intrygująco, ale wybór padł na Polish Zombie i Zwykłego Janusza. Pierwszy to prawdziwa bomba zamknięta w czarnej bułce. Podwójny kotlet, bekon, krążki cebulowe i świeże chilii wypełnią w całości brzuch nawet największego łakomczucha. Januszka można by nazwać burgerem kaszankowym lub grillowym. Pomiędzy pieczywem znalazła się kaszanka w panko (!), karmelizowana cebulka i ogórek. Dla fanów polskiego, czarnego złota jak najbardziej TAK! Ciekawe doświadczenie.
Jak Pittu Pittu smaży burgery?
Pani, która nas obsługiwała poinformowała nas, że domyślnie wszystkie kotlety smażą na „średnio”. Niestety, wszystkie, które dostaliśmy były wysmażone trochę za bardzo. Czyżby nieco przesunięta skala? Weźcie to pod uwagę podczas Waszej wizyty.
Ostatni fragment karty to dania na wielki głód. Do obowiązkowej porcji frytek i sałatki możemy dobrać skrzydełka bbq lub Luisjana oraz żeberka. Maszyna losująca wytypowała skrzydełka z południowego stanu USA. Mięsko powodowało uśmiech na twarzy przy każdym gryzie. Prawdopodobnie dzięki maksymalnie słodkiej i jednocześnie ostrej glazurze. Frytki jak wyżej – wzór. Sałatka akompaniowała pozostałym muzykom. Porcja faktycznie nie wygląda na „wielki głód”, ale zaskakująco mocno nasyciła. Cena 21 złotych nie wydaje się być wygórowaną.
Mała przerwa! To idealny moment na dołączenie do grupy Gdzie warto zjeść w Łodzi oraz naszego Facebooka. Polećcie nam jakąś fajną, klimatyczną knajpę, pisząc na maila kontakt@pelnebrzuchy.pl!
Jako mały minus notujemy brak ciekawych napojów w karcie. Poza kawami, herbatami i ofertą Coca Cola Company nie zaspokoicie swojego pragnienia niczym innym. Apelujemy o poprawę!
Pittu Pittu reklamuje się informacjami o niestosowaniu polepszaczy smaku, korzystaniu z usług lokalnych dostawców i robieniu dań od podstaw. I choć fraza, że lokal z ul. Piotrkowskiej 25 to „jedyny slow food w Łodzi” to prawdopodobnie małe nadużycie, to naszym zdaniem warto to miejsce odwiedzić! Knajpa jest w weekendy otwarta do 23:00 i z całą pewnością przyciągnie w swoje progi wielu piotrkowskich imprezowiczów!
Na koniec zapraszamy Was na nasze kanały w mediach społecznościowych. Lajkujcie Facebooka, obserwujcie Instagrama i dołączajcie do grupy Gdzie warto zjeść w Łodzi!
Pittu Pittu
ul. Piotrkowska 25
Faceboook | Instagram | Strona internetowa | Menu
6 Replies to “Pittu Pittu”